Lantre x Zuza Gadomska - rozmowa z artystką

Długo zajęło jej znalezienie swobody, aby nazywać się artystką. Do tego mówi po szwedzku i dobrze jej w bańce architektonicznej. Zapraszamy Was do lektury inspirującej rozmowy o twórczości Zuzy Gadomskiej, jednej z artystek, tworzących cykl Lantre Pro. 

Lantre Pro - rozmowa z Zuzą Gadomską

Z wykształcenia jest skandynawistką i architektką, choć to właśnie rysowaniu i projektowaniu oddała całe swoje serce i zajęła się tym zawodowo. Jej znakiem rozpoznawczym jest ilustracja architektury, choć komercyjnie wykonuje projekty dla marek z różnych branż. Prywatnie, uwielbia podróże i historię sztuki. W ramach cyklu Lantre Pro zapraszamy na rozmowę z Zuzą Gadomską. 

 

Karolina: Zacznijmy od początku – jak to się stało, że robisz to, co robisz?

Zuza: Mimo, że zawsze miałam ciągoty do artystycznych zajęć to moja droga była dość długa i kręta. Już na etapie szkoły mocno interesowała mnie historia sztuki, ale nie do końca pozwalałam sobie, aby moje poszukiwania szły w tę stronę – po prostu dorastałam w otoczeniu, gdzie panowało przeświadczenie, że artysta to nie jest zawód, że to hobby, którym możesz zajmować się w wolnym czasie, a poza tym potrzebujesz normalnego zawodu. Drugą kwestią jest background mojej rodziny - ja i mój brat to już trzecie pokolenie architektów. Odrzucałam tę ścieżkę, bo znałam ten zawód od kuchni za dobrze. Po liceum trafiłam na skandynawistykę, nauczyłam się szwedzkiego, co czasem przydaje mi się w pracy, bo dziś współpracuję z firmą ze Szwecji. W trakcie studiów językowych poczułam jednak, że potrzebuję czegoś kreatywnego i wtedy architektura wróciła jak bumerang. Wprawdzie zaczynając te studia wiedziałam, że nie będę architektką, ale od początku chciałam je wykorzystać jako swego rodzaju „plac zabaw”, który nakieruje mnie na nowe, kreatywne ścieżki w przyszłości – niekonieczne związane z projektowaniem budynków. I tak się stało, bo zajmowałam się w tym czasie np. projektowaniem wystaw. To, co mnie pchnęło w miejsce, w którym jestem obecnie, też zawdzięczam studiom. W toku edukacji architektonicznej projekty mają być prezentowane głównie za pomocą fotorealistycznych wizualizacji, a te słabo mi wychodziły. Właśnie to pchnęło mnie do szukania swojego sposobu na pokazanie wizji, pomysłu architektonicznego i właśnie od tego zaczęło się moje abstrakcyjne rysowanie architektury. Na początku robiłam to hobbystycznie, ale szybko stało się to moją pracą i tak stałam się ilustratorką – artystką.

 

K: Zahaczyłaś temat postrzegania artystów i kwestionowania tego zawodu. Czy to, że teraz potrafisz tak siebie nazwać to również był jakiś proces?

Z: Tak, bo jak już wspomniałam dla mnie słowo artysta miało określony zestaw konotacji, które w pewnym okresie narzuciło mi otoczenie, w którym dorastałam. Myślę, że tendencja do umniejszenia tego typu pracy jest nadal częsta. Pewnie po części wynika to z tego, że to zawód mocno łączący się z pasją, wynikający z niej. Mam nadzieję, że ta negatywna konotacja będzie się społecznie zmieniać. Artyści produkują kulturę, która jest niezbędna do rozwoju. To powód do dumy i teraz mówiąc o sobie artystka, ja tę dumę czuję. Choć przyznam, że miałam swego czasu dystans do określania się tym mianem, bo nie jestem po ASP, a często to słowo jest „rezerwowane” dla osób, które skończyły szkołę artystyczną. Ale teraz jestem na takim etapie, że jestem szczęśliwa z tym co robię, czuję się artystką i tak się nazywam.

 

K: Jak w tym kontekście postrzegasz Internet? Przecież przeglądając czyjąś pracę w sieci nie wiemy, czy ktoś jest po ASP czy nie. Czy te nowe media nie zmieniły trochę tego jak postrzegamy sztukę i twórcę jako artystę?

Z: Internet na pewno przesunął granicę, a AI stawia ją jeszcze dalej, ale sztuczną inteligencję na razie zostawmy. Internet pozwala na dotarcie do odbiorców na bardzo szeroką skalę. Myślę, że w moim przypadku miał kluczowe znacznie - nie dotarłoby do mnie, że jestem artystką i mogę się tak nazywać, gdyby nie Internet. Ja tak naprawdę nie zrobiłabym pierwszego projektu komercyjnego, gdyby nie galeria sztuki i designu z Marsylii, która znalazła mnie na Behance. To właśnie tam zobaczyli moje ilustracje oparte na projektach Corbusiera - na które, tak swoją drogą, już nie mogę patrzeć, bo to są moje pierwsze projekty, wcale nie najlepsze, a zawsze są „wyciągane” (śmiech) - i zaproponowali mi współpracę. To było jeszcze w trakcie moich studiów na architekturze i myślę, że to był też taki pierwszy moment, gdzie na poważnie pomyślałam – hej, to może ta ilustracja jest jednak jakiś pomysłem na zawód! 

 

K: Czy nadal jest tak, że masz głównie klientów zza granicy?

Z: Głównie tak. Próbowałam wejść na polski rynek wydawniczy, myśląc, że będzie miejsce na taki wizualny język opowiadania o architekturze, ale tak się nie stało. Mam również klientów z Polski, nie tylko z obszaru architektury – Lantre jest tu doskonałym przykładem. Pracowałam także z polskimi instytucjami kultury i miło te projekty wspominam. Klienci zza granicy - tak pokazuje moje doświadczenie – mają zdecydowanie większe zaufanie do twórcy i pozostawienie nam swobody kreatywnej. Polscy klienci też idą w tę stronę, co bardzo mnie cieszy.

 

K: Wróćmy jeszcze do twojej twórczości, a właściwie stylu, w jakim tworzysz. Czy on powstawał właśnie z połączenia studiów i chęci robienia kreatywnych rzeczy?

Z: Właściwe tak. Zanim zaczęłam interpretować po swojemu archi, to najpierw bardzo dużo czasu poświęciłam na studiowanie architektury modernistycznej, która bazuje na bardzo prostych bryłach. Nadając tym bryłom nowe kolory czułam, że interpretuję je na nowo. W jednej z moich pierwszych wystaw „Technicolor”, wzięłam na warsztat takie samograje modernistyczne, zmieniając neutralną kolorystykę tych budynków na mocniejsze barwy. W trakcie wernisażu okazało się, że ten zabieg stworzył pole do wielu ciekawych rozmów i wzbudził wiele pozytywnych emocji wśród gości. Nadał tym obiektom jakieś nowe tchnienie, dał nowy język do rozmawiania o tej architekturze, a właśnie o to mi chodziło. 

K: Czy poza architekturą są inne tematy, które poruszasz w swojej twórczości?

Z: Prawdę mówiąc nie. Bardzo często wychodzę z tej bańki architektonicznej, żeby realizować komercyjne projekty dla klientów związanych z zupełnie innymi branżami. Ale później zawsze chętnie do niej wracam i nie mam potrzeby szukania innych tematów.  Tak długo walczyłam o to, żeby to był mój zawód, żebym robiła to co chcę, że jak już jestem w tym miejscu i mogę to robić, to nie próbuję jakoś dywersyfikować tych tematów, tylko dlatego, żeby otworzyć sobie nowe możliwości zarabiania czy nie wiem… zyskiwać na popularności. Dla mnie to jest super, że jestem kojarzona z ilustracją architektury i jestem otwarta na nowe tematy – stąd te różne współprace komercyjne z markami. Jakbym miała powiedzieć co mnie do tych projektów inspiruje, to jednak jest to wciąż ilustracja architektury – to jest to moje paliwo.

 

K: Czyli jakbyśmy miały szukać źródeł inspiracji dla Ciebie to byłaby to właśnie architektura?

Z: Zdecydowanie. Dodałabym tu jeszcze historię sztuki. Bo to zainteresowanie z okresu szkoły nadal jest we mnie mocno żywe i często myślę sobie, że gdyby nie ilustracja lub gdyby po prostu moja edukacja inaczej się potoczyła, to byłabym teraz dealerką sztuki.

 

K: A jak wygląda u Ciebie sam proces twórczy? 

Z: Nie mam takiego procesu, jaki mają niektórzy twórcy (a czasami te procesy są naprawdę niesamowite), że zaczynam od szkicu, a później bardzo powoli buduję sceny czy plany w ilustracji. Ja mam tak, że widzę od razu gotową ilustrację w głowie i po prostu muszę mieć gdzieś pod ręką iPada, komputer czy telefon, żeby to szybko naszkicować, a później przygotować finalnie w programie graficznym. Nie mam tak, że o tym rozmyślam bardzo dużo, mam od razu ten gotowy obraz w głowie.

K: Czy te „gotowe obrazy” pojawiają Ci się także przy projektach komercyjnych, czy tam ten proces jest jednak inny?

Z: Ten język, którego używam w ilustracjach jest jednak dość abstrakcyjny, to nie są dosłowne sceny i klienci, którzy do mnie przychodzą i znają moją twórczość, wiedzą, że takim językiem będę się posługiwać – to zostawia pole do interpretacji, każdy może zobaczyć w tym coś swojego i to jest moim zdaniem świetne. Więc właściwie tutaj też tak mam, że jak słucham/czytam brief to od razu konstruuję sobie ten obraz w głowie.

 

K: To wracając jeszcze na moment do klientów – jak ich pozyskujesz?

Z: Nie chcę zabrzmieć źle, ale w żaden konkretny sposób. Oni po prostu do mnie przychodzą, czasem przypadkowo, bo np. znaleźli moje prace na Instagramie. Na pewno sporo czasu zainwestowałam w pokazanie mojej twórczości w internecie – tej tworzonej do szuflady, oraz komercyjnej, i po prostu Ci klienci przychodzą do mnie sami. Na szczęście, od kiedy zaczęłam się tym zajmować zawodowo, od tego pierwszego projektu z marsylską galerią, nie miałam problemów z okresami przestoju/braku zleceń. Ale jest bardzo często tak, że jak przychodzą klienci i pokazują jakieś referencje z mojego portfolio to są to niemal zawsze prace, które zrobiłam dla siebie – „do szuflady”. Więc gdyby te przestoje były, to i tak myślałabym o nich w kategorii „inwestycji”, budowania portfolio, bo to po prosu pomaga w zdobyciu kolejnych zleceń i procentuje na przyszłość.

K: A masz jakieś projekty komercyjne, które z perspektywy czasu mogłaś odpuścić albo żałujesz, że doszły do skutku?

Z: Projekty komercyjne często przerastają mnie skalą, więc miałam kilka takich, gdzie byłam zadowolona z efektu końcowego, tego jak wyglądały estetycznie, ale ta ilość materiału, która była do dowiezienia była tak ogromna, że się z tym nie wyrabiałam i musiałam poświęcać też sporo zdrowia. Dla mnie work-life balance jest bardzo ważny, zresztą kreatywność ładuje się wtedy, gdy nic nie robimy, i takie większe projekty mnie po prostu dużo kosztowały. Ale oczywiście wszystko przychodzi z czasem, trzeba nauczyć się na własnych błędach, by dojść do tego, że w takich przypadkach po prostu nie można się spalać, a kompletować ludzi do pomocy, z którymi można udźwignąć skalę projektu bez takich osobistych kosztów.

K: To czy jest taki projekt, z którego jesteś szczególnie dumna?

Z: To będą literki – projekt „36 Days of Type”, challenge organizowany co roku, głównie na Instagramie, przez studio graficzne z Barcelony. Biorą w nim udział artyści z całego świata i polega to na interpretacji cyfr i liter alfabetu od zera, po swojemu. Ten projekt wymaga strasznie dużej konsekwencji i ma dużą skalę, bo codziennie trzeba wrzucić jedną pracę i byłam bardzo szczęśliwa i dumna, że go zrealizowałam. To też projekt, który mi mocno „procentuje”, bo powstały z niego plakaty, które się po prostu świetnie sprzedają i też najczęściej o niego dostaję pytania, pojawia się w komercyjnych referencjach. Natomiast jeśli chodzi o komercyjne projekty to chyba ta Marsylia, bo świetnie nam się pracuje, to już naprawdę długoletnia współpraca, która przyniosła mi też wiele innych projektów. A z takich bieżących – współpracuję teraz z firmą, która zajmuje się produkcją wizualizacji architektonicznych (tak, tych, które ta słabo mi szły na studiach– śmiech). Jest to Studio Walk the Room ze Szwecji, z którym od dwóch lat tworzę i implementuję branding. 

K: Miewasz czasem blokady twórcze? Jak sobie z nimi radzisz?

Z: Miewam blokady twórcze. Mam np. taki projekt, do którego podchodziłam dwa lata i w końcu go wypuściłam, ale na koniec nie jestem zadowolona z tej ilustracji – to siedziało we mnie tak długo, że już musiałam z siebie to wypluć. Kombinowałam, szkicowałam, ale to po prostu do mnie nie przyszło. Bo mam tak, że te obrazy do mnie przychodzą zazwyczaj jak zajmuję się czymś kompletnie innym. Jak choćby w trakcie podróży. Teraz w styczniu byłam na Islandii i – co tu dużo mówić - to była straszna walka z żywiołem pogodowym, ale właśnie w takich momentach przyszło do mnie najwięcej ilustracji, więc wieczorami siadałam i na szybko przelewałam je na szkice na iPadzie. Gdy dokończyłam je po powrocie okazało się, że to były właśnie te ilustracje, które trafiały szerzej, np. na Instagram Behance, niosąc za sobą dużo pozytywnych następstw. Właśnie zajmowanie się czymś zupełnie innym, co faktycznie na 100% zajmuje moją głowę, to chyba mój najlepszy sposób na radzenie sobie z blokadami twórczymi.

 

K: Mamy w tej rozmowie kilka wątków sprzętowych – mówiłaś choćby o szybkim szkicowaniu na iPadzie – dlaczego wybrałaś właśnie Apple?

Z: Zakup iPada był momentem dużej zmiany w mojej pracy, uwolnienia kreatywności, bo praktycznie zawsze mam go ze sobą i w związku z tym, że tworzę „w takich rzutach” i po prostu coś mi przychodzi, a teraz mogę to od razu przenieść na cyfrowy szkic, to jest dla mnie duże ułatwienie i… po prostu coś fantastycznego. Nie będzie przesadą jak powiem, że iPada kocham miłością wielką! Zresztą uważam, że całe środowisko Adobe jest napisane na Maca – te programy graficzne po prostu lepiej działają na macOS i pewnie wielu PCtowców się ze mną nie zgodzi, ale ja wiem swoje. Pracuję też na MacBooku Pro, korzystam z iPhone i mocno w Apple doceniam to bezproblemowe działanie pomiędzy urządzeniami. Po przesiadce na ten ekosystem w całości, praca nad jednym projektem stała się bardzo gładka i płynna. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak sprawnej kompatybilności pomiędzy sprzętami. Interface i sam system jest dla mnie bardzo intuicyjny. Pracując z ilustracją cyfrową spędzam z tym sprzętem bardzo dużo czasu i nie ukrywam, że jego estetyka i design są dla mnie bardzo ważne - najzwyczajniej w świecie lubię otaczać się pięknymi przedmiotami :) Ogromnym plusem jest też dla mnie żywotność tego sprzętu – potrafi naprawdę wiele znieść i nie wpływa to na jego wygląd czy pracę.

Produkty, na których pracuje Zuza i polecane przez naszych ekspertów:

Sprzęt, na jakim pracuje Zuza to MacBook Pro M1 Max, iPad Pro 5th gen. oraz iPhone 14 Pro.

Karolina: Zuza, bardzo dziękujemy za inspirującą rozmowę i podzielenie się z nami swoją twórczością. Z niecierpliwością czekamy także na kolejne projekty w ramach cyklu Lantre Pro.

Zuza: Dzięki i do zobaczenia na socjalach Lantre! Zapraszam także na moje konto na Instagramie.

Lantre Pro – o twórcach dla twórców

Lantre Pro to cykl stworzony z myślą o profesjonalistach i artystach, którzy na co dzień zajmują się tworzeniem, wykorzystując do tego sprzęt Apple. Codziennie rozmawiamy z twórcami - czy to kodu, stron www, czy też koncepcji kreatywnych, strategii, projektów architektonicznych, grafik, ilustracji, filmów lub zdjęć – i staramy się im pomóc w wyborze sprzętu, który odpowie ich potrzebom.

W ramach cyklu Lantre Pro chcemy iść o krok dalej – pokazywać tę pracę, bliżej Was poznawać, lepiej rozumieć i inspirować. Ale też szukać pomysłów na współpracę, jak choćby działania z dzisiejszą bohaterką. Zapraszamy na nasz profil na Instagramie, gdzie będą pojawiać się kolejne grafiki, przygotowane specjalnie dla nas przez Zuzę oraz innych twórców, związanych z Lantre. 

 

Ugryźmy to razem!

Masz pomysł na współpracę, a może chcesz podzielić się swoją pracą lub historią z Apple w tle? Napisz do nas i zróbmy coś razem!